piątek, 12 sierpnia 2011

Historia Mikeya w wesołym miasteczku .

Dopiero teraz, patrząc na te dzieci bawiące się na zjeżdżalni, uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem stary. Każde z nich miały zdarte kolana i sińce, ale nie zważając na to, przed oczyma miały ten głupi kawałek metalu. Cząstka mnie, powróciła w dawne klimaty dziecięcej beztroskości, przypominając sobie wspinanie po drzewach i podchody. Cóż, nie zmienię siebie, ani tego, ile mam lat. 
Koniec. Nie będę się mazał. Wstałem i poszłem w stronę Gerarda. Zrobiłem się apatyczny. Nie chciałem, aby poznał, że zrobiło mi się przykro. Popatrzyłem mu się w oczy i lekko skrzywiłem wargi. 
- Nie patrz się na mnie jak na głupka -odezwał się z lekkim grymasem- chodź, zabawimy się! Idziesz z nami na autka? 
Co? Oczywiście, że chcę.. Stop! Muszę być twardy. 
- Popatrzę się..-mruknąłem. 
Frankie wszedł do pojazdu razem z Gerardem. Jak obłąkani patrzyli na siebie z tym ponętnym wyrazem twarzy. Jeździli w przód i w tył, uderzali Raya jadącego fioletową maszyną i udawali, że tak bardzo nimi pomiata, że kładą się jeden na drugim. Aż chciało mi się zaśmiać, ale nie mogę. Jeszcze by coś pomyśleli.
Dzień ciągną się nieubłagalnie. Sześć godzin tu już siedzimy, a oni wciąż balują. Snuję się za nimi jak zjawa i prawie się nieodzywam. Zaraz idą na piwo. Jestem stary- mogę pić! Czyli istnieją atuty dorosłości.
- Ale było fajnie.. - odezwał się Ray.
- Taa.. na przykład wtedy, kiedy zwymiotowałeś na tą babkę, w młocie- przypomniał Frank- Gerard, siadasz przy mnie?- mrugną oczkami i lekko się uśmiechną.
Brat się zgodził. No a jak by nie? Wszyscy zamówiliśmy piwo z sokiem które według mnie i mojego brata działa doskonale na nastrój. Może i skończy się na łysym Rayu? 
- I co Mikey, nawet tutaj się nie uśmiechasz, co? Weź się człowieku zastanów. Szczęście to uśmiech, a to znaczy, że jest ci dobrze. Jest ci źle?- Gerard zaczyna braterską rozmowę.
- Jestem szczęśliwy. Nie lubię się uśmiechać.
- I dlatego nie masz dziewczyny!- wtrącił się Frank.
- A ty, mądralo, masz?- warknąłem.
Trochę go to zgnębiło, ale po chwili zastanowienia popatrzył się na Gerarda. To było jednoznaczne.
- Uśmiechanie się wcale nie jest takie złe. Czekaj. Zamówię ci jeszcze z pięć piw, to będziesz miał rogala zamiast tej prostej lini, zwanej ustami - dodał Ray.
- Nie, dzięki. Przynajmniej nie będę mieć zmarszczek mimicznych na starość.
To ich dostatecznie schańbiło. Po trzech piwach jakie już wypili, zapomnieli połowy wyrazów, które znali. 
Chwila! Co to jest? W oddali świeciły się kolorowe światełka, który poruszały się w koło. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jesteśmy w miejscu, gdzie wszystko się błyszczy. To pewnie jakaś zabawka. 
Ale to nie dawało mi jednak ukojenia. Musiałem to sprawdzić. Podeszłam do tego kilka kroków, a że było już ciemno, musiałem podejść jeszcze bliżej. Karuzela. To było to. Przysiadłem na ławce i oglądałem jak się ruszały w kółko. Nikt się już tam nie bawił. Właściciel urządzenia był widocznie zmęczony i bardzo śpiący. Siedział na ławce naprzeciwko mnie i spoglądał na moją koszulkę.
- Przepraszam pana.. popilnował by mi pan tutaj mojego interesu? Muszę iść na pięć minut do łazienki. Wygląda mi pan na inteligentnego człowieka, który pomoże starszemu. Prawda?- poprosił.
To zabrzmiało dziwnie. 
- No dobra, popilnuję. - a co miałem innego zrobić. Dziwnie byłoby odmówić tak padniętemu człowiekowi. 
Zostałem sam. Teraz samotnie oglądając unoszące się w górę i w dół stworzenia z metalu myślałem o dzieciństwie. Po chwili dostrzegłem mały szczegół. Czy to nie jednorożec? Jedna z przymcowanych zabawek do karuzeli wyglądała dokładnie jak on.
Może wsiąść? Długo nie myślałem nad podjęciem decyzji. Nikogo przy mnie nie ma, a zaspany właściciel przyjdzie pewnie za jakieś dwadzieścia minut. 
-Ach! - westchnąłem- długo na to czekałem!
Podbiegłem do pędzącego zjawiska i udało mi się go usiodłać. To było wspaniałe! Czułem się dokładnie jak na koniu.. lekki wiatr owiewał moje włosy, a tamto piwo doprawiło światu trochę kolorów. Te ruchy sprawiały, że zatapiałem się we własnej przyjemności.. to jak leżenie w obłoku chmury. Cud. Dobrze wiedziałem, że jestem na karuzeli dla dzieci, ale to uczucie powoli zanikało w porywach mojego wspaniałego jednorożca. Dotknąłem pełni szczęścia i spełnienia. Poczułem się jak w niebie. Wyobrażałem sobie tęczę.. jak mgnę przez jej barwy wprost do krainy szczęścia.. gdzie jestem sam z mymi końmi, nikt nie zwraca mi uwagi i jest po prostu fantastycznie. Z zamkniętymi oczami zrobiłem kilka kół na moim jednorożcu. Mknę przez zatoki powietrza z głową w chmurach.
- Mamo, pats! Konik jest jus zajęty..
Piskliwy głos małej dziewczynki wystarczył aby wydobyć mnie z mego świata. Otworzyłem oczy i usiłowałem wstać, ale coś mnie ciągło za nogi. Na nogawki. 
- Rób zdjęcie! -krzykną  Ray. 
Jeszcze nie byłem w stanie zrozumieć, so się tutaj dzieje. Po chwili udało mi się wstać i zobaczyć całą sytuację. Gerard i Ray przytrzymali moje nogi, by Frankie mógł zdąrzyć zrobić zdjecie na jednorożcu w sforze dzieciaków wokół mnie. I im się to udało.
Jak się okazało, tam pogrążyłem się w marzeniach, że po prostu nie usłyszałem, jak na karuzelę przychodzą nowi przybysze, a razem z nimi przyszli chłopacy. Myślałem, że tam zwariuję. Nie dość, że Frank ma zdjęcie na którym siedzę na koniu, to muszę odpłacić właścicielowi za zniszczenie autka, które oczywiście rozbił Gerard. Chwytając mnie za nogawkę zawadził o kierownicę i się oderwała. Myślałem, że naprawa będzie kosztować grosze, ale jak się okazało muszę wydać na to sporo kasy.
Pomimo to, moja fantazja do jednorożcy nigdy nie ucichnie. 

1 komentarz:

  1. Poważka? ZAJEBIŚCIE < 333 Kocham to, kocham to, KO CHAM TO ! wariatka lubująca jednorożce i zacnego Franciszka.

    OdpowiedzUsuń